- Jak tu jest pięknie, właśnie tak to sobie wyobrażałem. Stojąc tu na szczycie czuję się tak, jakby cały świat leżał u moich stóp. Niesamowite uczucie. Zobacz, jakie to wszystko jest względne, tamte drzewa na dole z początku szlaku górowały nad nami, a teraz my tu na szczycie górujemy nad nimi – mówił pełen zachwytu Adam do stojącego obok mężczyzny. Po chwili zadumy dodał - Wiesz mija rok od czasu operacji.
- Wiem szybko zleciało – odpowiedział Maciek. Spojrzał na przyjaciela, bo też nie mógł uwierzyć, że tu są. Znali się praktycznie od zawsze, wiele razem przeszli dobrych i mniej chwalebnych chwil, a los chciał to zniszczyć. Na szczęście najgorsze minęło. Najbardziej jednak zadziwiało to, że wbrew pozorom Adam był słabszy, zdrowy, ale nie tak sprawny jak kiedyś, a jednak wszedł na ten szczyt.
- Nie ma rzeczy niemożliwych, są tylko ludzie małej wiary.
Maciek zdziwił się słysząc te słowa.
- Jak ty to robisz, czytasz w myślach?
Adam zaczął się śmiać i odparł:
- Znam cię po prostu, a góry zawsze skłaniają do refleksji. Ja też tak sobie teraz myślę o tym, co było, co jest. Przez ten rok osiągnąłem więcej niż przez te wszystkie lata przed chorobą. Dobrze, że się wtedy nie poddałem. W dużej mierze zawdzięczam to wam wszystkim, bo mnie dzielnie wspieraliście, ale żyję z innego powodu. Dostałem drugą szansę i dziś uważam, że naprawdę ją doceniłem i wykorzystałem.
- To prawda – powiedział Maciek – tyle, co ty zdziałałeś po wyjściu ze szpitala, to mało kto tak robi w całym długim życiu.
- Najbardziej cieszy mnie to, że wydali moją książkę. Szczerze mówiąc nie dowierzałem, że to też się uda.
- Wydali, bo jest naprawdę dobra i myślę, że pomoże wielu ludziom.
Adam nie miał najmniejszej wątpliwości, że Maciek powiedział to szczerze. Prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie, mówi stare porzekadło. Gdyby nie ten niegdyś mały rozrabiaka, który od ponad roku wykazuje się dojrzałością i siłą, nie wytrzymałby na rehabilitacji i nie wysłałby tej książki do wydawnictwa. Czy szukał sławy, kiedy się na to zdecydował? Bynajmniej. Chciał coś więcej, chciał pomóc tym, którzy nie mają nikogo.
- Właśnie taką miałem intencję, kiedy ją pisałem – odparł - i wiesz co, jeśli pomoże jednej osobie, wyłącznie jednej, to uwierz mi zmieni to cały świat na lepsze.
Stali tak jeszcze przez chwilę wpatrzeni w dolinę. Maciek przerwał ciszę.
- To niesamowite, jak ona ciebie zmieniła, bo ja wiem, że to ona. Mówisz, że cię wspieraliśmy, ale wtedy, wtedy baliśmy się o ciebie. Poddałeś się. Mówiłeś już tylko o śmierci i nagle taka zmiana – mówił szybko niemal na jednym wydechu - to ta dziewczyna sprawiła ten cud, jak ona miała na imię?
- Klara.
- Klara, właśnie. Klara cudotwórczyni! – krzyknął Maciek.
- Nie żartuj z niej!
- Nie żartuję, dla mnie jest cudotwórczynią, uratowała mojego najlepszego kumpla - tłumaczył się i po chwili spytał - Co ona ci wtedy właściwie powiedziała?
- Żebym umarł.
- Co?!
Maciek nigdy nie umiał ukrywać emocji, ten krzyk, te zdziwione oczy, ale przecież tego się nie spodziewał.
- Spytała czy chcę umrzeć, a ja kiwnąłem głową, że tak. Wtedy ona powiedziała, żebym w takim razie teraz umarł konsekwentnie – wyjaśniał Adam - Zdziwiłem się i zdenerwowałem na nią, krzyknąłem nawet jak śmie, a ona się zaśmiała i powiedziała, że zwyczajnie jestem pomiędzy.
- Pomiędzy?
- Ja też tak wtedy spytałem – kontynuował Adam - wyjaśniła mi, że według niej to żyję i umieram na zmianę, że ani jednego ani drugiego nie mam odwagi wybrać i wytrwać w tym nastawieniu. Mówiła, że człowiek musi mieć cel i być konsekwentnym. Odpowiadałem jej poirytowany, że przecież to wiem, każdy to wie, a ona stanowczo, że ja może wiem, ale jednak nie rozumiem. I miała rację, wtedy nie rozumiałem. Dodała jeszcze, że podstawowym celem dla wszystkich jest żyć, a kto żyje ten walczy i dba o swoje życie, wypełnia je nadzieją, radością, zainteresowaniem i działaniem.
Maciek powoli zaczynał rozumieć. Oni wszyscy się nad Adamem litowali, a Klara przeciwnie.
- W ogóle nie chciała mnie słuchać, kiedy próbowałem jej opowiadać o chorobie, o bólu, jakie to wszystko trudne i jaka przede mną decyzja. Uśmiechnęła się tylko i na koniec rzuciła: takie pomiędzy jak pan tutaj przejawia, to marnowanie czasu i potencjału. Miłego dnia i oby jutro był pan już bardziej konkretny.
- No i byłeś konkretny – powiedział Maciek i śmiejąc się poklepał Adama po ramieniu - Jak to dobrze, że wybrałeś życie – dodał - ale ona jeszcze przychodziła do ciebie, ja to nawet myślałem, że ty się zakochałeś, że to miłość dodała ci skrzydeł. Dziś widzę, że ona tobą potrząsnęła.
- Najpierw mną potrząsnęła, a później zrozumiałem, że jest wyjątkowa – mówił z uśmiechem Adam - i faktycznie Klara jeszcze kilka razy zajrzała do mnie. Ucieszyła się na wieść, że poddałem się operacji i że zamierzam żyć na, jak sama to nazwała na całe 100% . Wiesz, ta dziewczyna przywróciła mi radość życia, oczarowała mnie, ale miała już ukochanego. Ja byłem tylko potrzebującym pomocy.
Adam nieco posmutniał, spojrzał na dolinę i dodał:
- Może nie było nam nic więcej pisane, ale to spotkanie, to uczucie, było najlepszym, co mi się przytrafiło, czymś pięknym, czystym i dobrym. Tak jak powiedziałeś to mnie zmieniło, teraz inaczej patrzę na świat i ludzi. Nigdy tego nie zapomnę. Nigdy nie zapomnę Klary. Czasami myślę, że to był Anioł, mój Anioł. Każda z nią rozmowa wnosiła coś ważnego, to były chwile, ale istotne chwile, a wszystko to, co mi uświadomiła, zawarłem w książce.
Wszystkiego dobrego :)
Anna Cyrkunowicz
2008